23 lis 2008

Biblioteka w komórce

Równo dwa lata temu podczas konferencji „Automatyzacja bibliotek publicznych” zaintrygował mnie opis darmowego Systemu Bibliotecznego Mateusz, autorstwa Mirosława Domańskiego, a zwłaszcza możliwości, jakie ten system daje użytkownikom telefonów komórkowych (obsługa konta czytelnika za pomocą komend SMS) i palmtopów (specjalna wersja interfejsu).

Rozwój systemów bibliotecznych w kierunku zagospodarowania rynku odbiorców telefonii mobilnej wydaje się czymś oczywistym, szczególnie w świetle danych statystycznych udostępnianych przez GUS (w Polsce funkcjonuje obecnie ponad 40 milionów telefonów komórkowych, a penetracja rynku na koniec 2007 r. wyniosła 112%) oraz Urząd Komunikacji Elektronicznej (penetracja – 90,9%). Wynikałoby z tego, że zdaniem GUS komórek w Polsce jest więcej niż mieszkańców naszego kraju, a zdaniem UKE – ponad 90% Polaków posiada telefon komórkowy (statystycznie - w rzeczywistości wielu ma po kilka komórek, podczas gdy inni nie mają ani jednej). Lecz jeśli przynajmniej niewielki procent posiadaczy, podobnie jak ja jadąc autobusem w żółwim tempie lub stojąc w korku, po kilka razy z nudów sprawdza pocztę na Gmailu (opcja dostępna na komórkę), dlaczego by nie zaoferować im możliwości przeglądania w ten sposób bibliotecznego katalogu i zamawiania książek?

Poszukiwania w Sieci materiałów na ten temat doprowadziły mnie do tekstu Grzegorza Gmiterka na temat aplikacji MobilLIB , będącego jednocześnie recenzją artykułu "Beyond OPAC 2.0: Library Catalog as Versatile Discovery Platform". Dużo ciekawych informacji zawiera także prezentacja dr Katarzyny Materskiej „Mobilność usług informacyjnych" przedstawiona podczas Podlaskiego Forum Bibliotekarzy „Nowoczesne usługi informacyjne w bibliotekach”. Jak zwykle niezawodny okazał się serwis Flickr, gdzie w galerii użytkownika user’s lib można obejrzeć zrzuty z komórkowych ekranów bibliotecznych katalogów i stron. Edward Vielmetti na swoim blogu Superpatron publikuje listę bibliotek oferujących swoim czytelnikom interfejs na komórkę (komentarze do posta stanowią rozszerzenie tej listy).

Jednym z częściej stosowanych mobilnych systemów w amerykańskich bibliotekach jest AirPAC – moduł systemu Millenium autorstwa Innovative Interfaces Inc. Inna komórkowa aplikacja to np. CardCat Mobile (używana przez Ball State University Libraries).






Biblioteczny interfejs na komórkę to nie tylko katalog. Po odwiedzeniu strony danej biblioteki użytkownicy mogą uzyskać informację o jej lokalizacji, godzinach otwarcia, oferowanych usługach, odbywających się w bibliotece wydarzeniach, a nawet skorzystać z różnych form kontaktu z biblioteką (wraz z usługą typu „Ask a librarian”).















Mobilne biblioteczne aplikacje oferują czytelnikom dostęp do bibliotecznego katalogu 24 godziny na dobę w dowolnym miejscu i czasie, pozwalają wyszukać interesujące ich zbiory (także z wykorzystaniem opcji zaawansowanych), zapoznać się ze statusem danej pozycji (wypożyczona, dostępna), zamawiać, prolongować, a także uzyskać informację na temat stanu swojego konta: o przetrzymaniach, wysokości naliczonych kar, itp.)

















Yale Medical Library udostępnia także na komórkę specjalistyczne bazy danych (np. ePocrates).


25 maj 2008

Anarchista w bibliotece


Siva Vaidhyanathan
The Anarchist in the Library: How the Clash Between Freedom and Control Is Hacking the Real World and Crashing the System
New York, Basic Books 2004

Wbrew tytułowi, nie jest to książka o bibliotekach. Choć może zainteresować bibliotekarzy – szczególnie cyfrowych, którzy borykają się z restrykcjami prawa autorskiego i którym zależałoby na wdrożeniu mechanizmów umożliwiających publikację zasobów kulturowych i informacyjnych w domenie publicznej.

Zdaniem autora – medioznawcy, historyka kultury, profesora nowojorskiego uniwersytetu – współczesny świat to pole walki dwóch zwalczających się sił: anarchii i oligarchii. Anarchiści to ci, którzy propagują wolny dostęp do informacji i dóbr kultury, oligarchowie to ci, którzy starają się informację kontrolować.

Oczywiście, są to pewne metafory i symbole, tak jak występująca w tytule biblioteka stanowi metaforę światowych zasobów informacyjnych i dóbr kultury. Niemniej jednak – jak dowodzi Vaidhyanathan – można znaleźć w filozofii Internetu cechy charakterystyczne dla filozofii anarchistów: wolność, równość, dobrowolny udział, brak władzy, kontroli i przymusu.

Zdaniem Vaidhyanathana, anarchistyczny charakter mają w szczególności sieci peer-to-peer, którym poświęca w swojej książce dużo miejsca. The Anarchist ukazał się w roku 2004, więc nie znajdziemy tam wiele na temat serwisów społecznościowych czy innych narzędzi Web 2.0. Swoją drogą, czy ktoś jeszcze pamięta Napstera? ;)

Znajdziemy za to ciekawe refleksje na temat P2P. Według autora zjawisko to występowało już wielokrotnie w historii (choć w innej rzeczywistości i innej skali). Pierwowzorem sieci wymiany plików były, jego zdaniem, potajemne zgromadzenia paryskich mieszczan przekazujących sobie wieści i plotki o rodzinie królewskiej w XVIII wieku, które stopniowo osłabiały pozycję monarchii i mogły być jednym z katalizatorów Wielkiej Rewolucji Francuskiej. Cechy P2P nosiły także zwyczaje młodych ludzi dorastających w epoce przed powstaniem Internetu – wymienianie się muzyką, przekazywanie sobie nowinek o nowych trendach, płytach czy wykonawcach, pożyczanie kaset magnetofonowych i przegrywanie ich.

Wiele miejsca poświęca Vaidhyanathan reakcji na P2P ze strony przemysłu muzycznego, filmowego i producentów oprogramowania (walka medialna i sądowa, wprowadzanie Digital Right Management i regionalizacji DVD, przypadki oskarżeń przeciwko osobom – także ze środowiska naukowego – pokazującym słabości i nieskuteczność stosowanych zabezpieczeń, itd.)

Autor opisuje też ciekawą historię związaną z wydaniem książki The Wind Done Gone Alice Randall, będącej przeróbką Przeminęło z wiatrem Margaret Mitchell. W roku wydania Przeminęło z wiatrem (1936) obowiązywał jeszcze 56-letni okres trwania praw autorskich po śmierci twórcy, dzięki czemu książka Mitchell mogła znaleźć się w domenie publicznej już w roku 1993. Jednak w międzyczasie wydłużono okres ochrony i wydawcy The Wind Done Gone zostali oskarżeni o pogwałcenie prawa autorskiego. Książka ostatecznie ukazała się, lecz tylko dlatego, że zinterpretowano jej treść jako parodię oryginału (w takim przypadku prawo autorskie dopuszcza przeróbkę dzieła oryginalnego). Jednak wersja Randall nie była parodią, tylko rozwinięciem mniej znanych wątków, przedstawieniem oryginalnej historii z innej perspektywy i z punktu widzenia innych postaci.

Trudno nie zgodzić się z Vaidhyanathanem, że stosowane praktyki zabezpieczania przed łamaniem praw autorskich coraz częściej ograniczają użytkowników dóbr kultury pragnących zgodnie z prawem z nich korzystać, a jednocześnie w coraz większym stopniu okazują się nieskuteczne. Ponadto, jak w przypadku Przeminęło z wiatrem, zbyt długi okres ochrony dzieł, które już od wielu lat funkcjonują w narodowym i światowym obiegu kulturowym, ogranicza twórców, uniemożliwiając im przetwarzanie czy reinterpretowanie zawartych w oryginalnym dziele idei.

Bibliotekarzy mogą też zainteresować wspomniane w książce kontrowersje, wynikające ze stosowania amerykańskiej ustawy antyterrorystycznej Patriot Act, na mocy której biblioteki miały obowiązek ujawniać pracownikom FBI prywatne dane użytkowników. Po atakach terrorystycznych z 2001 r. przynajmniej 545 bibliotek musiało poinformować FBI m.in. o wyborach czytelniczych swoich użytkowników oraz z jakich miejsc korzystają w Internecie. Liczba ta - jak zaznacza autor – może być znacznie większa, bo nie zawsze wolno było bibliotekarzom ujawniać, że takie przesłuchania miały miejsce. Vaidhyanathan uważa tego rodzaju praktyki za zagrożenie nie tylko dla praw obywateli, lecz przede wszystkim dla biblioteki jako miejsca będącego ostoją wartości demokratycznych (wolności, otwartości, równości dostępu do informacji i dóbr kultury).

Warto też zacytować, co autor pisze o bibliotekach i bibliotekarzach:

„Bibliotekarze powinni stać się naszymi bohaterami. Biblioteka jest nie tylko ważną instytucją dla społeczeństwa, w którym funkcjonuje, lecz także w pełnym tego słowa znaczeniu uosabia oświecenie. Jest świątynią poświęconą idei, że dostęp do wiedzy powinien być wolny, lub przynajmniej niedrogi, a drzwi zawsze otwarte. Wspieranie bibliotek (finansowe, duchowe, intelektualne i prawne) to jedna z najlepszych rzeczy, jakie możemy zrobić dla świata w tym stuleciu.” (s. 119)

Siva Vaidhyanathan obecnie pisze nową książkę pt The Googlization of Everything