27 maj 2007

Czy jesteś 2.0?

O koncepcji i założeniach Biblioteki 2.0 można przeczytać tutaj i tutaj.
Najistotniejszym elementem tej koncepcji jest partycypacja użytkowników - ich udział w kształtowaniu bibliotecznych usług, tworzeniu zasobów informacyjnych, stałe ich ocenianie i usprawnianie. By Biblioteka 2.0 stała się ciałem, taki udział musi zaistnieć, bo jeśli nie zaistnieje, będziemy tylko w nieskończoność zajmowali się teorią i analizowali kolejne definicje...

Tak więc, chodzi przede wszystkim o czytelników i o namówienie ich, by zechcieli uczestniczyć :)

Ciekawa rzecz - serwisów społecznościowych, sieci społecznych i treści tworzonych przez użytkowników Internetu w wolnym czasie i z wykorzystaniem ich wiedzy, energii i umiejętności jest tyle, że z całą pewnością można stwierdzić: dobra wola i chęci istnieją. I tym samym potencjał do zaistnienia Biblioteki 2.0. Teoretycznie. Bo czy ci, którzy tworzą bogate zasoby YouTube, Del.icio.us i MySpace albo ci, którzy chętnie komentują artykuły w Onet.pl będą zainteresowani tagowaniem zawartości katalogów publicznych bibliotek lub komentowaniem blogowych postów? Być może tak, jeśli zaoferujemy im narzędzia, odpowiednio im je przedstawimy i zachęcimy. Ciekawie jednak byłoby zbadać ich potencjał "dwuzerowej" bibliotecznej aktywności. I zorientować się, kim oni właściwie są.

Wokół podobnych pytań i zagadnień porusza się Michael Colford, autor krótkiego tekstu Generation Jones, zamieszczonego w blogu Michaela Stephensa Tame the Web. Tekst traktuje bardziej o postawie 2.0, pewnym podejściu, myśleniu i stylu niż o technicznych umiejętnościach wykorzystania nowoczesnych technologii. Autor, bazując na dokonanym przez demografów i socjologów podziale amerykańskiego społeczeństwa na grupy wiekowe - Pokolenia Millennial, Baby Boom, X i Jones - zastanawia się, które z wymienionych grup i ich przedstawicieli łatwiej adaptują się do oferowanych przez sieci możliwości.

Pokolenie Millenial (Przełomu Tysiącleci), zwane także Pokoleniem Y, to ludzie urodzeni pomiędzy rokiem 1980 a 2000. Z reguły świetnie wykształceni, utalentowani, kreatywni i atrakcyjni dla pracodawców, na co dzień korzystają z nowoczesnych technologii i łatwo angażują się w społeczne sieciowe kontakty. Trudno jest jednak zrobić na nich wrażenie i pozyskać ich jako swoich klientów. Biblioteki, co obrazują statystyki, coraz gorzej sobie z tym radzą.

Pokolenie Baby Boom to ludzie urodzeni w okresie po zakończeniu II wojny światowej a przed rozpoczęciem Wojny w Wietnamie,a więc tacy, którzy już osiągnęli bądź zbliżają się do wieku emerytalnego. To im właśnie bibliotekarstwo zawdzięcza swój obecny kształt. Z reguły znacznie gorzej niż "Milenijni" przyswajają sobie technologiczne nowinki, choć bywają wyjątki.

Pokolenie Jones to osoby urodzone pomiędzy rokiem 1955 a 1965, natomiast Pokolenie X - pomiędzy rokiem 1960 a 1980. Z przedstawicielami obu pokoleń bywa różnie: są tacy, którzy bardzo szybko adaptują się do technologicznych przemian i angażują się społecznie w sieci, inni zaś w ogóle nie przejawiają takich zainteresowań.

Autor tekstu (44-letni reprezentant Pokolenia Jones), jak sam twierdzi, stosunkowo szybko przyswoił sobie "dwuzerowy"sposób myślenia, a narzedzi Web 2.0 używa na co dzień. Gdy zastanawia się nad tym, co właściwie odróżnia go od rówieśników, których nie interesują ani nowe technologie, ani sieciowe kontakty, sięga pamięcią wstecz, do czasów przed pojawieniem się Internetu.

Jako nastolatek interesował się fantastyką, komiksami i muzyką alternatywną - są to niewątpliwie dziedziny, wokół których powstawały rozmaite fanowskie zrzeszenia i ruchy. Colford należał do kilku fan-clubów grup muzycznych i często wymieniał pocztą tradycyjną listy z innymi fanami, a za pośrednictwem specjalistycznych sklepów z komiksami docierał do innych miłośników komiksu.

Internet znacznie ułatwił działalność fanów, pomógł także rozwinąć nowe formy ich aktywności, np. uczestnictwo w grupach dyskusyjnych. Znajomość wczesnych sposobów kontaktu za pośrednictwem Internetu z innymi członkami fanowskich społeczności pozwoliła autorowi przyswoić sobie nowe "dwuzerowe" narzędzia komunikacji, i - w konsekwencji - wykorzystać je do innych celów, np. w pracy bibliotekarza.

O tym, jak kultury fanowskie wynajdują coraz to nowe sposoby wykorzystania starych i nowych mediów, pisze m. in. Henry Jenkins w "Kulturze konwergencji".

Wiele przykładów "dwuzerowych" postaw i medialnej kreatywności można także zaobserwować na przykładzie ruchu tolkienowskiego w Polsce: forum Elendili, serwis Elendilion w postaci bloga (ze sporą liczbą komentarzy), internetowe radio Elendili.fm, podczas audycji którego słuchacze mogą kontaktować się z prowadzącymi za pośrednictwem komunikatora GG, fanowska twórczość amatorska (obejmująca niemal każdą dziedzinę sztuki) i wspaniale zintegrowana (medialnie) społeczność fanów.

Fani lubią sieciowe kontakty, czasem jednak chcieliby się spotkać osobiście, i zdarza się, że po prostu nie mają gdzie. Dla takich grup, a zwłaszcza dla młodszych ich członków (z których nie wszyscy chcieliby, wbrew pozorom, spotykać się w pubie) dobrym miejscem zebrań mogłaby być publiczna biblioteka. W niektórych bibliotekach mają swoje siedziby lokalne kluby miłośników fantastyki (jak np. w znanej mi i zaprzyjaźnionej Miejskiej i Powiatowej Bibliotece Publicznej w Raciborzu), ale wydaje się, że ten potencjał jeszcze nie do końca został wykorzystany. Owszem, Harry Potter ma się w bibliotece wyjątkowo dobrze (jako generator mocy ruchu czytelniczego wśród najmłodszych, a zwłaszcza jego obrazu w bibliotecznych statystykach), podobnie jak i jego fani, dla których przygotowywane sa w bibliotekach publicznych liczne konkursy, imprezy, wystawy i spotkania. Ale np. marzyłoby mi się spotkanie fanów Terry'ego Pratchetta wśród zaimprowizowanych półek z książkami w kształcie wstęgi Möbiusa - przyznacie, ze Biblioteka Niewidocznego Uniwersytetu sportretowana w "Świecie Dysku" jest urocza? Na dodatek można by zrobić prelekcję o tym, które prawa fizyki są w niej notorycznie łamane - np. w poście blogowym na bibliotecznej stronie www ...

2 komentarze:

Remigiusz Lis pisze...

Ciekawe jest jednak, na ile sieciowe obyczaje są do zaadoptowania na naszym gruncie. Obawiam się, że nie jest to tak prosto jak w USA i nie chodzi tu tylko o indywidualne kompetencje komunikacyjne, posługiwanie się komputerem i sieciowymi możliwościami wypowiedzi. Z jednej strony technologia daje możliwości, a nawet tworzy fakty dokonane, z drugiej są ludzie, którzy po prostu mimo możliwości mentalnie nie są nawykli do przedkładania swoich (nawet "instytucjonalnych" postaw pod osąd społeczności. Wydaje mi się, że nieraz działa tu obawa przed zaistnieniem sytuacji: " Odezwał się i przestał być filozofem" - żeby tylko tę wymienić. Podejrzewam także, że wdrożenie "dwuzerowości" u nas musi być poprzedzone potężna pracą u podstaw i zerwaniem z przyzwyczajeniami do niedzielenia się wiedzą, skrobania swojej osobistej marchewki na boku, przekonania o wyjątkowej misji, które wszyscy muszą podzielać.
Ale chyba warto próbować ;-).

Anonimowy pisze...

Dzieki za ciekawy blog